Język polski w liceum
 
  Strona startowa
  Lektury na maturę
  Bibliografia i przypisy
  Biblia-Nowy Testament
  Mitologia
  Iliada
  Literatura powszechna średniowiecza
  Makbet
  Romeo i Julia
  Pieśni, Fraszki, Treny
  Odprawa posłów greckich, Psałterz Dawidów
  Bajki, Satyry i Monachomachia I. Krasickiego
  Powrót posła
  Dziady-cz. II i IV
  Dziady-cz. III
  Konrad Wallenrod
  Pan Tadeusz
  Poezje A. Mickiewicza - cz. I
  Nie-Boska komedia
  Śluby panieńskie
  Krzyżacy
  Nad Niemnem
  Pan Wołodyjowski
  Quo vadis
  Opowiadania Stefana Żeromskiego
  Cyprian Kamil Norwid-Poezje
  Chłopi
  Ludzie bezdomni
  Lord Jim
  Moralność pani Dulskiej
  Wesele
  Przedwiośnie
  Ferdydurke
  Szewcy
  Sklepy cynamonowe
  Dżuma
  Folwark zwierzęcy
  Mistrz i Małgorzata
  Zdążyć przed Panem Bogiem
  Tango
  Inny świat
  Mała apokalipsa
  Pamiętnik z powstania warszawskiego
  Krzysztof Kamil Baczyński-Poezje
  Tadeusz Różewicz- Poezje
  Czesław Miłosz- Poezje
  Wisława Szymborska-Poezje
  Zbigniew Herbert- Poezje
Pamiętnik z powstania warszawskiego

 

 

Życie i twórczość Mirona Białoszewskiego

 

   Twórczość Mirona Białoszewskiego zapewniła mu stałe miejsce w literaturze współczesnej. Najwięcej uznania zdobył sobie Pamiętnik z powstania warszawskiego oraz poezja lingwistyczna podnosząca do rangi przedmiotu lirycznych uniesień rzeczy codziennego użytku, a nawet odpady, wykorzystująca szczególne walory jeżyka potocznego, „niskiego”, który – w odnowionych układach składniowych i struktu­rach słowotwórczych – w oryginalny zaskakujący sposób prowadzi do poetyckich refleksji i wzruszeń. Przystępując do rozważań na temat zapisu obrazów z udręczonej powstaniem Warszawy, warto w ogólnym zarysie poznać twórczość autora tego nietuzinkowego dzieła, niezwykłego zarówno na tle innych utworów tego gatunku jak i wśród tekstów ukazujących losy ludzi podczas działań powstańczych w stolicy w 1944 r.

   Miron Białoszewski urodził się 30 czerwca 1922 r. w Warszawie, zmarł w tym samym mieście 17 czerwca 1983 r.1 Kształcił się w sto­licy i tam studiował polonistykę na tajnym uniwersytecie. Po upadku powstania został wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec. Po powrocie do kraju pracował jako sortownik listów na poczcie, reporter w prasie codziennej. Kontynuował studia polonistyczne. Jako poeta debiutował w 1947 r. m.in. wierszami o tematyce powstańczej („Warszawa”). Publikował też swoje teksty w „Odrodzeniu”, pisywał piosenki i utwory dla dzieci.

   W 1955 r. wraz z L. Heringiem i L. Murawską Białoszewski założył eksperymentalny Teatr na Tarczyńskiej (w mieszkaniu L. E. Stefańskiego), później nazwany Teatrem Osobnym, dla którego pisy­wał również programy dramatyczne z wykorzystaniem własnych tek­stów. Teatr ten działał do 1963 r.

   Ważną datą w biografii M. Białoszewskiego był rok 1956 – wtedy ukazał się pierwszy tom poezji pt. Obroty rzeczy – Autora mylnie kojarzono z tzw. „pokoleniem 56”, ale dostrzeżono, że jest to twórca określony przez doświadczenia wojenne. Z dużym zainteresowaniem przyjmowano również kolejne tomy: Rachunek zachciankowy (1959), Mylne wzruszenia (1961), Było i było (1965). Największy sukces przy niósł Białoszewskiemu Pamiętnik z powstania warszawskiego opublikowany w 1970 r. Pisarz otrzymał w 1971 r. nagrodę ministra kultury i sztuki II stopnia. W 1973 r. ukazały się dramaty pt. Teatr Osobny i tom prozy Donosy rzeczywistości. Kolejne publikacje to proza: Szumy, zlepy, ciągi (1976), Zawał (1977) i poezja: Odczepić się (1978). Ukoronowaniem uznania dla twórcy było przyznanie mu w 1980 r. nagrody literackiej m. Warszawy.

   Zaskoczeniem dla czytelników i krytyków było podniesienie do rangi poetyckiego tematu przedmiotów codziennego użytku, zwykłych szarych rzeczy, zniszczonych sprzętów, obiektów należących do sfery kiczu, taniego jarmarku, często kalekich i skazanych na wyrzucenie. Z motywami tematycznymi współgra dążenie do wykorzystania mowy potocznej, a nawet nieporadnej czy wykolejonej, z błędami językowymi. Zapis codzienności opiera się niekiedy na prezentacji elementów przypomnianych, snów, spotkań, stopniowo przechodzi w rejestr układający się w całość – jakby dzien­nik czy kronikę rodową2 – by następnie rozwijać się w bardziej rozbu­dowane struktury ewoluujące w kierunku prozy. Małe historyjki, anegdoty, spostrzeżenia, opisy miejsc, reakcji ludzkich, stanów emocjonalnych i wyglądów rzeczy są podstawą Pamiętnika z powsta­nia warszawskiego.

   Miron Białoszewski był twórcą niezależnym, niepodporządkowanym ideologiom czy organizacjom. Jego dorobek wyróżnia się na tle literatury współczesnej oryginalną tematyką i sposobem ujęcia. Potrafił – wykorzystując realia codzienności i zwykłość „niskiego” języka – prowadzić czytelnika do wzruszeń oraz refleksji na wysokim szczeblu odbioru. Dokonał swoistego połączenia realizmu z metafizyką, szarości i powszedniości z poezją. Odnowił w ten sposób pojmowanie liryki. Przestała być zastrzeżona dla wielkich uniesień i estetycznych niepowtarzalnych przedmiotów – weszła w zwyczajne życie na zasadzie działań sprzężonych, tak jak codzienność wkroczyła do wierszy.

   Równie niezwykłym zjawiskiem na tle gatunku i relacji o powsta­niu warszawskim był Pamiętnik, najsłynniejsze dzieło prozą Mirona Białoszewskiego. Ponieważ niniejsze opracowanie jest poświęcone szczegółowej prezentacji tego tekstu, w tym miejscu poprzestaniemy jedynie na stwierdzeniu, że warto się z nim zapoznać w osobistej lek­turze oraz przemyśleć je w oparciu o nasze opracowanie.

 

 

Okoliczności powstania utworu

 

   Pamiętnik z powstania warszawskiego przedstawia obrazy z okresu od l sierpnia do 9 października 1944 r., układające się w relację o zagładzie miasta prowadzoną z perspektywy cywila. Utwór wyrósł z osobistych doświadczeń autora, który w opisywanym przez siebie okresie przebywał w Warszawie. Od czasu przeżywania zagłady miasta do spisania spostrzeżeń, rozmów, rejestru faktów i sytuacji minęło ponad dwadzieścia lat. Nie jest to więc natychmiastowa relac­ja, ale prowadzona z długiego dystansu. Zastosowanie poszczegól­nych słów składających się na konkretny przywołany w tekście dia­log, nie może więc być oddaniem dokładnego brzmienia wypowiedzi z tamtego okresu. Jest to raczej sposób na odtworzenie atmosfery czasu zagrożenia, ucieczki, poszukiwania pożywienia, ratowania rannych – a więc klimatu dramatycznych chwil, które były udziałem samego autora. Pisarz stara się o zachowanie wartości dokumentalnej zapisu – pieczołowicie oddaje szczegóły topograficzne, okoliczności przemieszczania się ludzi, kiedy nie jest czegoś pewien, wyraźnie to sygnalizuje. Mimo upływu ponad dwudziestu lat od wydarzeń, Pamiętnik sprawia wrażenie świeżości i autentyczności relacji. Można je przypisywać sile doznań, które pozostały w pamięci pis­arza.

   Przyglądając się zdarzeniom i ludziom z pozycji cywilnego oby­watela ginącego miasta, Białoszewski dąży do ukazania, jak bardzo tragedia Warszawy dotknęła całą ludność – zwłaszcza narażonych na głód, rany i śmierć mieszkańców, którzy nie byli zaangażowani w walkę. Białoszewski miał wtedy 22 lata; nie należał do żadnej kon­spiracyjnej organizacji i nie brał udziału w walkach: jego Pamiętnik jest zapisem doświadczeń cywila. Pierwsze dni powstania przeżył na pograniczu zach. Śródmieścia i Woli, gdzie mieszkał z matką, następ­nie przedostał się z falą uciekinierów na Stare Miasto, a stąd pod koniec sierpnia z oddziałami powstańczymi do Śródmieścia. Tu przetrwał z ojcem i bliskimi do kapitulacji, po czym zesłany został do niemieckiego obozu pracy; do Warszawy powrócił w lutym 1945.3

   Pierwsze fragmenty Pamiętnika ukazały się w prasie w 1965 r.4 Całość została opublikowana w 1970 r. Utwór powstawał w latach sześćdziesiątych, w szczególnym dla naszego kraju okresie narastania kryzysu, totalitarnego terroru władzy, poniżania ludzi, nowej fali antysemityzmu, która zaowocowała wymuszonym wyjazdem z Polski wielu Żydów w 1968 r. Był to więc etap innych, ale także dotkliwych zagrożeń dla obywateli ówczesnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, który mógł doprowadzić do przelewu krwi. Jak wiemy z historii, już po ukazaniu się utworu Białoszewskiego doszło do wystąpień robotników w obronie godności Polaka, właściwych warunków pracy i płacy, a także – w konsekwencji – w imię dążenia do uzyskania choćby niewielkiego obszaru swobody we własnym kraju. Protestom Polaków przewodzili stoczniowcy z Gdańska. Wypadki te doprowadziły do tragicznej w skutkach reakcji władzy – strzałów do gdyńskich stoczniowców (Grudzień 1970 r.) udających się do swojego zakładu pracy. Wydaje się, że nieprzypadkowo Miron Białoszewski właśnie u schyłku lat sześćdziesiątych dojrzał do wypowiedzenia nastrojów, lęków i w podtekście przestróg wynikających z zagłady osamotnionej w walce Warszawy w 1944 r.

   W polityce, prasie, radiu i telewizji obowiązywała swoista nowo-mowa, pustosłowie oparte na propagandzie sukcesu, ideologiczna demagogia. W poezji odnową języka zajęła się Nowa Fala. Ani do wydarzeń powstania, ani do czasu tworzenia Pamiętnika nie przy­stawała taka stylistyka. Nie był też tu stosowny ton heroicznej bohaterszczyzny. Jak gdyby z konieczności dzieło Białoszewskiego powstało w języku zupełnie odbiegającym od literackich stereotypów (to zagadnienie szerzej omawiamy w jednym z kolejnych rozdziałów).

   Pisarz uważał, że literatura powinna być tworzona w taki sposób, aby nadawała się do czytania na głos. W myśl tej idei Pamiętnik był właściwie tekstem mówionym (rejestrowanym na taśmie magneto­fonowej) a następnie spisywanym.

   Wpadłem na pomysł mówienia do magnetofonu, a przyjaciele z Żoliborza mi przepisali.

   „Pamiętnik” był najpierw pisany, ale potem to pisanie dyktowałem na magnetofon, żeby ktoś mógł to przepisać na maszynie. Więc prze­chodził cały przez ucho.5

   Jak sam pisarz wyznaje w utworze, powstał on z „gadania” przez dwadzieścia lat z ludźmi o tym największym i najważniejszym dla autora przeżyciu. Tekst zrodził się więc z osobistych emocji i doświadczeń, na które nakładały się też opowieści innych uczest­ników wydarzeń, a także z potrzeby sformułowania i przekazania innym relacji z „drugiego powstania warszawskiego” – jak je nazywał Białoszewski w odniesieniu do „pierwszego”, tzn. powstania w getcie.

 

 

Streszczenie

 

   Tekst poprzedza motto: Historia przyszła do mnie, a nie ja do niej. I przeszła się po nas fest.6

   Relacja rozpoczyna się od l sierpnia, od pierwszego dnia powsta­nia. Narrator (Miron) przedstawia wygląd ulicy i stan pogody tego dnia (mieszkał przy Chłodnej nr 40 z matką). Sytuacja była jeszcze normalna. Informuje czytelników, że pisze tekst z perspektywy czasu i przeżyć. Często wybiega w przeszłość, zwłaszcza kojarzy fakty i charakter zdarzeń z okresu powstania z tymi z września 1939 r. Zapewnia, że opisuje tylko prawdę, choć może dokładność niektórych detali nie jest wystarczająca. Teraz mam czterdzieści pięć łat, po tych dwudziestu trzech łatach, leżę na tapczanie cały, żywy, wolny, w dobrym stanie i humorze, jest październik, noc, 67 rok, Warszawa znów ma milion trzysta tysięcy mieszkańców (5).

   l sierpnia po południu, na prośbę matki, Miron udał się na ul. Staszica do kuzynki Teika po chleb. W drodze powrotnej zauważył zamieszanie, dowiedział się o zabiciu dwóch Niemców na Ogrodowej. Poszedł ze Staszkiem do Ireny R, koleżanki z tajnego uniwersytetu (o siódmej był umówiony z Haliną, która mieszkała na Chmielnej 32 z Zochą i Ojcem Mirona – zapis imion, pisownia wyrazu Ojciec – według M. Białoszewskiego). Słychać odgłosy strze­laniny. Trzeba było zostać na noc u Ireny.

   W deszczu i huku wystrzałów przebiegał drugi dzień powstania. Miron nie przyłączył się do walczących, ale uczestniczył w budowa­niu barykad, najpierw prowizorycznych, a potem solidnych, z płyt chodnikowych wyważanych łomami dostarczanymi przez tramwa­jarzy. Co pewien czas autor podaje ogólną sytuację na frontach II wojny, np. Na zachodzie szła od czerwca ofensywa aliantów przez Francję, Belgię, Holandię. I od Włoch. Front rosyjski stał na Wiśle. Warszawa weszła w drugi dzień powstania (7). W mieście ustaliło się kilka frontów, trwały walki o poszczególne części ulic. Z nadzieją czekano na nadciągający od Modlina front niemiecko-rosyjski. Kolejne wachy (kamienice opanowane przez Niemców, którzy strze­lali z okien) zagrażały ludziom. Słychać było pociski z dział, samolo­ty zrzucały bomby, czołgi miażdżyły barykady. Matka przybiegła do Ireny, by sprawdzić, co się dzieje z Mironem. W pochmurne dni 2 i 3 sierpnia – spadło dużo bomb, były pożary, budowanie barykad, ucieczki do piwnic i schronów. W bramie na Chłodnej zatknięto polską flagę. Niemcy zareagowali natychmiastowym ostrzałem. Rozeszła się wieść, że hitlerowcy wysadzili wachę na rogu Waliców. Zniszczono przy tym pięć kamienic. Wszędzie kłębił się rudoszary pył. Ludzie uciekali na Wolę, a następnego dnia ci sami i inni z Woli przed Ukraińcami, którzy mordują i palą na stosach ludzi. Została zdobyta wącha i Chłodna była wolna. Materiał ze zniszczonych kamienic wykorzystywano do budowy kolejnych barykad. Stale słychać naloty i spadające bomby. Pan Hanneberg podcinał i zrzucał druty tramwajowe, żeby zaplątały się pod czołgi. Jego dwaj synowie zginęli w powstaniu.

   Krakowskie Przedmieście zostało zniszczone. Polaków gnano przed czołgami, żeby powstańcy do nich strzelali. Za pomocą tych żywych tarcz Niemcy wdzierali się coraz głębiej, zaś powstańcy musieli ustępować. Stale ktoś mówi o zbombardowaniu kolejnych ulic.

   Miron postanowił wrócić do domu. Zastał tam dawną ich sublokatorkę, Żydówkę, którą nazywał Babu Steru. Teraz występowała pod nazwiskiem nieżyjącej Zosi Romanowskiej. Była to odważna kobieta, która z tupetem jeździła na pomoście tramwaju „Nur für Deutsche” (Tylko dla Niemców) i wykłócała się z Niemcami w tłoku (dobrze mówiła po niemiecku). Handlowała agrafkami, czeską biżuterią. Wyprowadziła się z kuchni Białoszewskich w obawie przed dozorczynią, która zorientowała się, że to Żydówka. Stefa przeżyła wiele wojennych przygód. Została aresztowana, kiedy ktoś podrzucił jej w tramwaju opaskę. Została wraz z innymi odbita przez powstańców. 5 sierpnia, w czasie powstania, po dwu latach, znowu zamieszkała z rodziną Białoszewskich.

   Trwają naloty, trzeba chować się w schronach, domy obracają się w gruzy, płoną. Ludzie modlą się, krzyczą, uciekają w popłochu z ulicy, potykają się o leżące ciała zabitych. Zbombardowano szkołę na Lesznie, zginął m.in. syn pani Górskiej. Ciągle ktoś wzywa do gaszenia pożarów, brakuje wody, podstawowym środkiem gaśniczym jest ziemia. Oprócz bomb spadają bombki zapalające, które trzeba szybko przysypywać ziemią. Miron z matką i Stefą w popłochu udają się do ciotki Józi na Ogrodową 49. Tam mężczyźni biją się siekierami, kobiety przy kuchniach – wybuchają różne konflikty. Bombardowanie się nasila, trzeba chronić się w piwnicy. Dochodzą wieści o mordowaniu przez Ukraińców. Kilkadziesiąt tysięcy osób zabito na samej Woli 5 i 6 sierpnia. Niektóre niedostrzeliwane pod­palono razem z tamtymi niby-zabitymi. Rzucało się ich na wspólne stosy. Ze szpitala Świętego Stanisława, róg Wolskiej i Młynarskiej (teraz Szpital Zakaźny nr 1), rozstrzeliwali i wyrzucali żywcem chorych przez okna na dziedziniec. Tam podpalali, jak szło. Żywych czy nie. Zagrzebywali na miejscu (18-19). Białoszewski dodaje, że jako dziennikarz widział rzędy ciał podczas ekshumacji w 1946 r.

   Pomógł sanitariuszce zanieść rannego do powstańczego szpitala w stronę Sądów. Inni obawiali się wyjść ze schronu. Miron zastanawia się, czy wtedy latały gołębie i dochodzi do wniosku, że chyba uciekły lub się pochowały. Warszawa była opanowana przez żywioł walki.

   Odwiedziwszy Irenę i jej dwie znajome w piwnicy na Chłodnej, Miron zaproponował im wyprawę w stronę Starówki, na Rybaki, gdzie spodziewał się zastać przyjaciela, Swena. Były tam dwupiętrowe żelbetowe bloki. Powstał projekt, żeby przepłynąć Wisłę a potem udać się w kierunku na Żerań i Jabłonną, gdzie stacjonują Rosjanie. Okazało się, że Miron zabrał z sobą klucze od domu, chciał wrócić, ale powstańcy go poinformowali, że tam są już Niemcy. Po wielu trudnościach Irena, Jadźka, Heńka i narrator docie­rają do celu. Okazuje się, że Swen, jego narzeczona, Matka, ciotka, jej syn Zbyszek, pani Ad. (autor używa skrótów niektórych nazwisk) z małą córeczką śpią w schronie.

   Życie mieszkańców Warszawy przeniosło się do piwnic. Tam na prowizorycznych legowiskach nocowali, gotowali na kuchniach zro­bionych z trzech cegieł, spacerowali połączonymi korytarzami piwnicznymi, modlili się, słuchali radiowych wiadomości, przekazy­wali sobie gazetki powstańcze wydawane przez różne organizacje (zwłaszcza AK i AL), w wyznaczonym miejscu załatwiali potrzeby fizjologiczne, gromadzili wodę na wypadek pożaru. Nauczyli się żyć w nienormalnych warunkach, by za wszelką cenę chronić się przed pociskami i bombami. Nad tym podziemnym miastem w pewnych dzielnicach toczyła się zacięta walka, w innych było spokojnie, rosły rośliny. Wojna doprowadziła do tego, że nie tylko wybrzeża, ale i Aleje Jerozolimskie były obsiane i obkwitłe w lipcu kartoflami (25).

   7 sierpnia wyjaśniło się, że przepłynięcie Wisły jest niemożliwe. Nawet w nocy Niemcy pilnują i strzelają. Narrator przypomina sobie, jak żałował, że nie było go w Warszawie podczas słynnego 12-godzinnego bombardowania Warszawy 25 września 1939 r. Teraz, kiedy był w centrum zdarzeń, najchętniej by stąd uciekł.

   Siostry Sakramentki (pisownia z wielkiej litery – za M. Białoszewskim) wydawały przy ul. Starej darmowe obiady do ok. 13 sierpnia. Chętnie z nich korzystano, bo kończyła się żywność. Wyskakiwano na podwórze po dynie, które zaraz zjadano.

   Autor opisuje zabytkowe budowle, m.in. należące do zgromadzeń zakonnych, kościoły, bramy – wspomina o stylu architektonicznym, o detalach zdobiących wnętrza i frontony.

   Powstańcy starali się utrzymać najważniejsze obiekty w swoich rękach: wodociągi, elektrownię na Powiślu, magazyny żywności na Stawkach. Z czasem tracili kolejne pozycje i dzielnice. Zaczynało brakować wody, trzeba było chodzić po nią w miejsca, gdzie w wodociąg trafiła bomba lub do odległych studni. Łączność odbywała się kanałami – informacje przenosiły dziewczęta i mali chłopcy.

   Próba przeprowadzki do tunelu, do odnalezionej ciotki Trocińskiej, okazała się nieporozumieniem – podczas gdy na górze panowały upały, pod ziemią w przeciągu było bardzo zimno. Trzeba było ulokować się na nowo w piwnicy. Swen zaangażował się w prowadzenie wspólnych modlitw przy ołtarzu. On i autor Pamiętnika napisali litanię z prośbami wynikającymi z aktualnych potrzeb. Oto jej fragment:

 

Od bomb i samolotów – wybaw nas, Panie,

Od czołgów i goliatów – wybaw nas, Panie,

Od pocisków i granatów – wybaw nas, Panie,

Od miotaczy min – wybaw nas, Panie

 

(37)

 

       

   Jej tekst rozpropagował w piwnicach pewien inżynier. Stała się wówczas bardzo popularna.

   Rozeszła się wieść, że Niemcy wprowadzili do walki nową broń („V”). Pewnego dnia nie wrócił na noc tramwajarz. Poszukiwanie nie dało rezultatu. Powstańcy nie mieli wystarczająco dużo broni i żywności. Alianci próbowali dokonywać zrzutów, ale było ich mało i najczęściej upadały na stronę Niemców. Było coraz więcej ciężko rannych. W piwnicach powstawały kolejne szpitale. 13 sierpnia Niemcy podstępnie doprowadzili do śmierci wielu ludzi. Pozwolili Polakom zdobyć czołg, a kiedy ci w euforii prowadzili go ulicami wśród wiwatujących tłumów, doszło do wybuchu.

   Kończyły się suchary zgromadzone przez Mamę Swena. Jedna z sąsiadek poprosiła chłopców o przyniesienie mąki z jej mieszkania – trochę dla niej, resztę dla swoich. Widmo głodu było przerażające – mimo strachu Swen i Miron przynieśli żywność. Kolejna wyprawa w tym celu omal nie zakończyła się katastrofą (pocisk), ale też była uwieńczona sukcesem (Miron uciekł, Swen przyniósł mąkę).

   Warszawa paliła się. Powstanie nie poruszyło reszty Polski. Wojska radzieckie nie przyszły z pomocą. Siły walczących i zapasy żywnoś­ci oraz broni kurczyły się. Niemcy zdobywali kolejne ulice i dziel­nice. Ludzie stale nasłuchiwali odgłosów bomb. Niektóre okazywały się niewypałami. Autor starał się oddać odgłosy, świsty, podmuchy, wybuchy przy pomocy odpowiednio dobranych i zapisanych głosek, np. wh...sz...wh rzsz...wh...sz (49).

   Wspólnym wysiłkiem, metodą taśmową, wymieniono wodę w beczce przeciwpożarowej, która coraz bardziej śmierdziała i była źródłem konfliktów.

   15 sierpnia, w uroczystość Matki Bożej Królowej Polski i cudu nad Wisłą (1920), modlono się na wspólnej mszy św. (około 500 osób) w piwnicznej kaplicy. Był to piętnasty dzień powstania. Mówiono o Rosjanach, którzy nie reagują, czekano na drugi cud. Msza zakończyła się pieśnią Boże, coś Polskę... Znowu zaczęło się bom­bardowanie. Paliły się zabudowania Sakramentek, a one zabijały zwierzęta i rozdawały ludziom, opatrywały rannych – z sióstr klauzurowych, ukrytych za kratą, stały się działaczkami, wspomagały też wojsko, które część żywności oddawało cywilom (niestety, mięso nieświeże).

   Miron postanowił odwiedzić ciotkę Lipmcię (Olimpie) i babkę Franię (ciotkę Mamy i jej córkę), żeby dowiedzieć się czegoś o swo­jej Matce (ciągle sam miał klucze od mieszkania). Z trudem dotarł na Bielańską 16 do ciotki oraz do pałacu do babci. Niczego się nie dowiedział, poza tym, że na Chłodną nie uda się dojść, ale został dobrze nakarmiony gęstym krupnikiem.

   Miron przypomina wrzesień 1939 r., klęskę, śpiewaną po pod­wórzach piosenkę Dnia pierwszego września. Wówczas wydawało się, że z Warszawy pozostały gruzy, a tymczasem całkowite zniszcze­nie dokonało się później: podczas likwidacji getta i w powstaniu warszawskim. Miron przypomina Wielkanoc 1943 r., kiedy Polacy świętowali, korzystali z rozrywki w lunaparku na placu Krasińskiego, gdy paliło się getto i wiało gęstym dymem. Ocenia, że powstańcy źle obliczyli siły Niemców. Warszawa wciąż żyła nadzieją na pomoc. Ludzie obawiali się, że Niemcy wejdą do piwnic i wymordują ich granatami. Kobiety zaczęły nawoływać do poddania się.

   17 sierpnia, w dzień św. Jacka i św. Mirona, narrator poszedł do kościoła św. Jacka. W jego wnętrzu jeszcze groźniej brzmiały odgłosy pocisków i „szafy”, która potrafiła wyrwać w górę cztery piętra. W gazetce zamieszczono wiadomość o zbombardowaniu katedry. Mówiono, że tam, wśród barykad z konfesjonałów i worów z cukrem, toczyła się walka. Podobnie we wnętrzu kościoła Świętego Krzyża (powstańcy na kościele. Niemcy na organach – 62).

   Narrator opisuje metody przeprawiania się w inne miejsca kanałami, rozmowy prowadzone w kolejce do latryny, zbiorowe mod­litwy w poszczególnych piwnicach, gotowanie i jedzenie, w które sypał się tynk z sufitu podczas wybuchów bomb. Miron żartobliwie stwierdza, że w czasie wojny następuje wybuch matriarchatu – kobie­ty z troski o bliskich nakazują kryć się, nie wychodzić. Z miasta znikają zwierzęta – psy i koty. Są przedmiotem polowania (głód staje się coraz bardziej dotkliwy).

   W Warszawie było 55 tysięcy powstańców. Często do różnych prac angażowali cywilów. Takie akcje były bardzo ryzykowne. Miron opisuje przenoszenie barykady, zakończone upuszczeniem przez kogoś blachy i błyskawicznym ostrzałem. Ludzie stale się przemieszczają. Uciekają w pozornie spokojniejsze miejsca. Przybywają też znajomi – Lusia Romanowska z Mareczkiem, jej matka – pani Rymińska i ciotka tejże – pani Zosia. Następuje wymia­na informacji, co dzieje się w różnych dzielnicach. Po zbombardowa­niu bloku przyszedł ksiądz, który udzielił ostatnich sakramentów. Po odmówieniu Spowiedzi powszechnej wszyscy przyjęli komunię świętą z pragnienia (74) – nie było opłatków.

   Przeniesienie się do dużego schronu nie dawało poczucia bez­pieczeństwa. Można było wyjść z zagrożonych terenów kanałami, ale trzeba było mieć specjalną przepustkę. Podjęto decyzję o ucieczce do Sakramentek. Po nocnej pracy z 25 na 26 sierpnia przy okopach Miron wraz z bliskimi wyruszył w nowe miejsce. Została tylko ciotka Zosia. Wejście po odsłoniętej skarpie było bardzo ryzykowne. Trzeba było pomagać pani Rymińskiej. Wysypały się przy tym nie­sione przez narratora suchary. W obawie przed głodem starał się jak najwięcej zebrać, ryzykując życiem. U Sakramentek był nieludzki tłok (tysiąc osób pod kościołem). Kolejne miejsca też już były zajęte (ludzie chronili się w kościołach i pod gruzami wielkich budowli oraz w innych ocalałych choć w części budynkach). Po wędrówkach i rozczarowaniach postanowili zostać w piwnicach Izby Rzemieślniczej przy ul. Miodowej. Ułożyli nowe legowiska z desek, zbudowali kuchnię z cegieł. Chodzili po wodę i wziąć „prysznic” w miejsce, gdzie bomba uszkodziła rurę. Mydła nie było. W pobliżu wycieku wody kobieta obmywała rany męża. Po trzech dniach woda skończyła się. Wychodzenie na podwórze było niebezpieczne, dlatego w odległym pomieszczeniu załatwiali potrzeby fizjologiczne.

   W piwnicy zmarła kobieta, z którą przybyła tu pewna rodzina. Jęczała, ale nikt się chorą nie interesował. Kiedy wynoszono ciało, padły bomby. Rzucono ją na podwórku – leżała w kucki. Rozkraczona. Cały dzień, cala noc. I dalej. Bo naprawdę nie było jak i kiedy pochować. Niby (95).

   Coraz bardziej doskwierał brak wody i żywności. l września Mama Swena ujawniła tę straszną prawdę. Trzeba było zdobyć żywność. Swen i Miron dopiero po wojnie przyznali się sobie, że pomyśleli o zabraniu obrączki leżącej na podwórzu niepochowanej kobiety.

   Sanitariusz Henio zaproponował kolegom transport ciężko rannego (znajomego porucznika) kanałami. Była to dla nich szansa opuszczenia zagrożonego miejsca. Wypertraktowali jeszcze zgodę na zabranie Zbyszka. Ciężko rannych, mimo wyrzutów sumienia, zostawiano. Nie można było z sobą nic zabierać poza chlebakiem. Powstańcy wycofywali się. Starówka upadła. Po pożegnaniu z rodziną chłopcy przejęli rannego i udali się do włazu. Regulowano przy nim ruch, zabierano bagaże. Przejście trwało pięć godzin. Ranny bardzo cierpiał, ale nie było środków przeciwbólowych. Trzeba było pokonywać bardzo niskie, ciasne odcinki i ciągnąć obolałego pow­stańca. Wokół była lepiąca się maź, na dole brudna woda. Niewielkie światło dawały niesione co kilka osób świeczki. Przez włazy Niemcy wrzucali granaty. Po drodze idących mijały łączniczki. Informowano się nawzajem, pod jakimi ulicami przechodzą (Miodowa, Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat). Przed nimi szła dwustuosobowa grupa „Parasola”. Po wyjściu z kanału rannego przejęły sanitariuszki. Miron, Swen i Zbyszek udali się do Ojca Mirona na Chmielną 32. Tu ludzie przebywali w mieszkaniach, nie w piwnicach. Zocha, Stacha, Halina, Ojciec już spali (środek nocy). Miron przywitał czule Halinę, z którą spotkał się właśnie miesiąc po umówionym terminie. Nastąpiła żywiołowa wymiana informacji, mycie, przebranie się i przede wszystkim jedzenie.

   Halina i Miron rozważają przystąpienie do powstania. Niechętnie przyjmują nowych, ponieważ brakuje dla nich broni. Zocha, kochanka Ojca Mirona, wydawała na swojej kwaterze posiłki. Jadano wtedy cokolwiek, byle się dobrze, tzn. kalorycznie, najeść (np. makaron ze smalcem i sokiem owocowym). Ojciec (Zenek) należał do AK. Zabrał Mirona i Swena do drukarni gazetek, gdzie jako zecer pracował wuj Stefan. Śródmieście zostało częściowo zbombar­dowane. Warszawiacy bronili się, jak tylko mogli. Ojciec i Halina opowiadali o „smarkaczu”, który butelkami z benzyną zniszczył kilka czołgów i sam zginął. Irena P. opowiadała o tym, że Woytowicz urządził w kawiarni na Nowym Świecie koncert chopinowski. W kinie „Apollo” wyświetlano film dokumentalny z walk w kościele Świętego Krzyża.

   3 września, w świątecznej atmosferze, Miron urządził „popołudnie autorskie”: czytał swój poemat i rozpoczęty dramat o powstaniu.

   Ojciec zajmował się wyrabianiem fałszywych niemieckich doku­mentów (ausweisów). Trzeba było wielu zabiegów, żeby zdobyć ory­ginalne stemple a następnie podpisy. Po akcji zdobywania Poczty Głównej Ojciec zorganizował wyprawę 20 cywilów po cukier dla wojska i na prywatne potrzeby. Upadło Powiśle.

   Zaczęły się kłopoty zdrowotne: wymioty i biegunki. Brak wody, rozkładające się trupy wzmagały zagrożenie epidemią. Naloty nasi­lały się, trzeba było zejść do schronu. Po wodę chodziło się na Chmielną. W kolejce zauważono znaną w Warszawie Wawę – w kapeluszu, ze sztucznymi rzęsami. Organizowano prowizoryczne ubikacje. W jednej z takich latryn Miron rozpoznał poetę Wojciecha Bąka.

   Zostawiwszy w mieszkaniu koty, z torbami i walizami trzeba było nocą z 6 na 7 września przenieść się w bezpieczniejsze miejsce, tzn. na Nowogrodzką, do Mięcia, kolegi Ojca. Następna kwatera to piwni­ca na Wilczej w kamienicy, gdzie mieszkali Jadwiga i Stanisław Woj – znajomi Ojca, Zochy i Haliny. Pani Jadwiga szyła dla żołnierzy potrzebne rzeczy. Tymczasem Swen znalazł na Żurawiej Dankę, była łączniczką w AK, nadawała komunikaty szyfrem przez radio. Swen przeniósł się do niej. Zbyszek podjął starania o włączenie w szeregi powstańców. Za zgodą pani Rybkowskiej zamieszkali całą grupą na parterze w jej mieszkaniu. Podczas pobytu na Wilczej uczestniczono we mszy św. Po niej była spowiedź powszechna – była to ostatnia dająca się odróżnić od innych dni niedziela.

   Autor wspomina zabawy (w czołgi) i rozmowy dzieci państwa Wi – o spalonych domach. Przedstawia wartość piwnic z kleinowskimi sklepieniami, które były odporne na wstrząsy i wybuchy. Stwierdza: Śmierć była zasadą. Największą możliwością. Prawie jedyną (138) i stawia dramatyczne pytania, czy ratować zawalonych, kto i czym ma to robić oraz czy to jest w porządku, że giną ludzie. W gruzach zbom­bardowanego domu znalazł się Swen, którego jednak odkopano. Trzeba było chodzić po wodę nocą, kilka godzin.

   Z 9 na 10 września był pierwszy nalot Rosjan na niemieckie dziel­nice. W nocy z 13 na 14 września pojawił się kukurużnik – sowiecki dwupłatowiec. Zrzucano suchary i broń. 15 września słychać było odgłosy z frontu – katiusze czyli tzw. „organy Stalina”. Rozegrały się walki w Parku Skaryszewskim i przy praskim wejściu na most kole­jowy. Niemcy zostali zepchnięci przez samoloty w kierunku Wisły, ustąpili z Pragi. 18 września Amerykanie zrzucili na kolorowych spadochronach broń, bandaże, książki – większość wiatr skierował na stronę niemiecką. Po utracie Pragi Niemcy zintensyfikowali ataki. Padły Siedlce i Marymont.

   Cieszono się z desantu wojsk radzieckich na przyczółku czernia­kowskim, tymczasem okazało się, że ten i wcześniejszy desant żoliborski nie były udane.

   Dostrzegano wówczas takie niezwykłe zjawiska jak naturalna śmierć. Wokół ludzie ginęli od pocisków i bomb. Wybuchały konflik­ty. Łagodni ludzie, jak Nanka, w złości życzyli innym śmierci. Miron podaje informacje o losach swoich bliskich po powstaniu i po wojnie (150-152), zwłaszcza Ojca, który pojechał w 1945 r. z Zochą do Gdańska, ale przyjechał do Warszawy, ożenił się z Walą, zaś jego siostry Nanka i Sabina nadal utrzymywały kontakt z Matką Mirona. Matka także wyszła za mąż. Z Ojcem pozostała w życzliwych relac­jach.

   Plagą warszawiaków były wszy, coraz bardziej doskwierał też głód. Z młyna na Prostej przynoszono zboże – piętnaście kilo dla wojska, reszta – dla siebie. Miron, Ojciec i Swen zdobyli je również. Mełło się je na młynkach do kawy. Rozwinął się handel wymienny. Pieniądze nie miały w Warszawie wartości. Ludzie wpadali w obłęd, np. pan Szu na całe gardło śpiewał Godzinki, nie można było nawiązać z nim kontaktu. Miron i Swen poszli w stronę Chmielnej. Mijali gruzy, ruiny, po drodze płakali.

   Rano 2 października 1944 r. wszystko ucichło. Ogłoszono kapitu­lację. Do 9 października trzeba było opuścić miasto. Powstańcy składali broń. Zdolni do pracy mieli być wywożeni na roboty do Rzeszy. Ludzie zaczęli opuszczać kryjówki, szykować się do wyjścia z miasta. Zocha, Halina i Stacha uszyły płócienne torby-plecaki dla siebie, Mirona i Ojca. W piwnicy zakopano dokumenty, zapiski poety i aparat fotograficzny. Po powrocie je odkopano. Przedmioty zosta­wione w innym miejscu znikły. W wielkim tłumie zmierzano w kierunku Marszałkowskiej. Niemcy dokonywali selekcji: zdrowych i silnych przeznaczano na wywózkę na roboty, zaś starszych i dzieci kierowano do Guberni. Wywózki były i tak lepszym losem niż obozy (mąż cioci Limpci trafił do Oświęcimia, ona dostała puszkę z procha­mi). Idąc wolno, wyrywano po drodze marchew, pomidory. Niemcy (wermachtowcy) sami zrywali je dla polskich kobiet. Z Warszawy wychodziła jedna wielka fala ludzi. Wokół nich widać było tylko zgliszcza i gruzy. Próba przyłączenia się Mirona do grupy przywiezionej na wykopki nie powiodła się.

   Miron z rodziną zostali wraz z innymi przewiezieni do przejściowego obozu w Pruszkowie. Podróż była ciężka i powolna, chociaż to tylko 15 km. Narratorowi towarzyszyło skojarzenie z Zaduszkami – fala ludzi jak na Wszystkich Świętych nurt wychodzący z cmen­tarza. Rozdawano zupę, zjadano własne zapasy i czekano na ostate­czną selekcję. Okazało się, że poza Warszawą pieniądze nadal są ważne – Halina i Zocha kupiły od kobiety spoza obozu przez szparę masło. Miron z rodziną stanęli do sortowania 6 października. Niemiec chciał skierować Stachę do Guberni, ale ona sama wolała iść z córką (Haliną). Wszyscy zaryglowani w świńskich wagonach zostali wywiezieni. Umieszczono ich w obozie w Łambinowicach na Dolnym Śląsku.

   Byli tam jeńcy różnych narodowości, niektórzy od 1939 r. Francuzi dzielili się żyletkami. Byli zadbani. Mówili, że już l sierpnia przez radio dowiedzieli się o powstaniu. Kontrola wszy i mycie kobiet odbywało się w obecności Ukraińców. Kolejnym transportem przy­wieziono powstańców. Spano w obszernych namiotach na wiórach. Rosjanie w oddzielnym namiocie z ikoną śpiewali starocerkiewne nieszpory. Polacy organizowali „imprezy” kulturalne, np. jeden prezentował teksty Wiecha, drugi zagrał na skrzypcach koncert Wieniawskiego. Podczas burzy zakradano się za druty po rzepę.

   Odbywały się selekcje wyjazdowe. Miron z rodziną wybrali mias­to, ale nie mogli zdecydować, które. Ostatecznie doszło do rozstania. Miron z Ojcem udali się do Opola, by stamtąd uciec do Częstochowy (tam spotkał Swena i jego Matkę), zaś Halina uparła się na Wiedeń. Do Warszawy Miron powrócił w lutym 1945 r.

   Tekst Pamiętnika z powstania warszawskiego uzupełnia Dodatek (185-187) napisany przez autora w 1978 r., dotyczący dalszych losów bohaterów. Mama Mirona i ciocia Józia zostały wywiezione na robo­ty na Śląsk. Matka zamieszkała w Garwolinie, wyszła drugi raz za mąż i owdowiała. Ojciec mieszka na Targówku. Stefa wyjechała przez Szwecję do Ameryki. Halina i Zocha zamieszkały w Gdańsku, Stacha umarła. Oddział Teika wycofał się do portu czerniakowskiego na statek „Bajka”, ale nie mógł się długo bronić. Wyrwawszy deski z pokładu, ludzie rzucali się z nimi w Wisłę. Niemcy wielu zabili, ale Teik z łączniczką ocaleli. Uratowało go zrzucenie butów z cholewami. Potem przebywał w obozie w Anglii. Został księdzem. Wyjechał do Rzymu a potem wrócił do Polski. Przebywał w Sandomierzu i Skarżysku. Sabina po pochowaniu Nanki i Michała żyje w starej kamienicy na Chmielnej.

 

 

Uściślenia gatunkowe

 

   W tytule utworu Białoszewski umieścił termin – pamiętnik. Istotnie, utwór spełnia wymagania gatunku. Wypowiedź jest prowa­dzona w pierwszej osobie, jej nadawcą (narratorem) jest autor, którego imię i nazwisko pojawia się wielokrotnie w tekście. Jest to prozatorska relacja o zdarzeniach7, których uczestnikiem lub świad­kiem jest autor. Utwór może przyjmować perspektywę historyczną (ważną cechą jest wiarygodność relacji), może być dokumentem oso­bistym (autorska wizja świata, przekonania, wypowiedź reprezentatywna dla jakiejś grupy społecznej) lub funkcjonować jako forma piśmiennictwa (wówczas interesuje badaczy literatury). W porówna­niu z dziennikiem wprowadza dystans czasowy narratora wobec opisywanych zdarzeń. Na tym opiera się dwupłaszczyznowość narracji – opowieść o przebiegu zdarzeń uzupełnia stanowisko wobec nich autora, który ujmuje rzecz z perspektywy czasowej, jest bogat­szy o nowe doświadczenia, przemyślenia, zdolny do oceny minionych spraw, postaw itp. Zazwyczaj relacja pamiętnikarska przestrzega zasady chronologii zdarzeń.

   Bez trudu dostrzeżemy, że dzieło Białoszewskiego respektuje więk­szość cech gatunkowych pamiętnika. Tworzywem fabularnym jest treść kilkudziesięciu dni powstania oraz skrótowo przedstawionych losów bohaterów po kapitulacji Warszawy w październiku 1944 r. Zdarzają się tu „wyskoki” czasowe – wspomnienia z września 1939 r., z lat wojny, które w jakiś sposób zostają wywołane w świadomoś­ci autora podczas przeżyć z okresu powstania. Jest to niewątpliwie relacja uczestnika zdarzeń, ale również rejestratora wypowiedzi innych osób – stąd wielość anegdot, wspomnień, w ogóle różnych małych form prozatorskich budujących całość dzieła.

   Największa proza Bialoszewskiego Pamiętnik z powstania warsza­wskiego powstawała z gawędy, z opowiadań, z nagrań magneto­fonowych, ze zbierania relacji przyjaciół, spotkanych ludzi, a także reporterskich penetracji takich jak ekshumacje, reportaże z życia w gruzach. To były długie przygotowania do pisania prozy [...].8

   Przystając na obecność większości cech pamiętnika w dziele M. Białoszewskiego, warto odwołać się do spostrzeżenia badaczy, że został tu naruszony warunek dystansu czasowego, mimo że utwór powstał ponad dwadzieścia lat później od opisywanych realiów. M. Głowiński zamieszcza w swoim artykule tekst wypowiedzi S. Barańczaka i przychyla się do jej sensu, że Pamiętnik z powstania warszawskiego jest raczej bliższy gatunkowo dziennikowi intymne­mu, który jak najbardziej zmniejsza dystans czasowy między wydarzeniami a relacją i cechuje się nieujawnianiem przyszłych fak­tów (choć przecież dzieło Białoszewskiego powstało wiele lat po wydarzeniach i on sam miał świadomość, co się później działo)9. Ten zabieg służy przede wszystkim wzmacnianiu wrażenia, że jest to tekst autentyczny, jakby relacjonowany (mimo czasu przeszłego) na żywo, skonstruowany z prawdziwych przeżyć. Skojarzenie z dziennikiem budzi przede wszystkim systematyczny sposób prowadzenia zapisu – oddaje on charakter, nastrój, fakty następujących po sobie dni, zaś niewielkie przeskoki czasowe (charakterystyczne dla pamiętnika) można obserwować pod koniec relacji.

   Utwory tego gatunku powstawały już w dawnych epokach, dość przypomnieć Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska. Jednak w epoce współczesnej – w czasie II wojny i powojennym obserwuje się wyraźne upodobanie do takich form jak pamiętnik i dziennik, a więc do gatunków faktograficznych.

   Utwór dotyczy wydarzeń, których opis mógłby bez trudu przejść w tyrtejską, heroiczną, bohaterską „pieśń prozą”, tymczasem Białoszewski posługuje się obrazami zwyczajnymi, szarymi, pokazu­je ludzkie wahania, chęć ocalenia przede wszystkim siebie, używa do tego celu języka potocznego, „niskiego”. Takie ujęcie bynajmniej nie ujmuje wielkości walczącym z determinacją warszawiaków i ludności cywilnej wspierającej powstańców w wielu działaniach. Andrzej Zieniewicz nazywa to świadectwo formą rapsodyczną w ramach [podkreślenie – aut.] formy zdegradowanej.10

 

 

Czas i miejsce akcji

 

   Czas przedstawionych w Pamiętniku zdarzeń obejmuje okres sześćdziesięciu trzech dni powstania warszawskiego – od wybuchu do ogłoszenia kapitulacji, kilka dni przygotowań do opuszczenia miasta, okres przebywania w obozie przejściowym w Pruszkowie, podróż do miejsca pracy przymusowej – do Łambinowic na Dolnym Śląsku. Autor dopowiada też skrótowo dalsze losy swojej rodziny, sygnalizując, gdzie i kiedy znalazły się poszczególne osoby. Zarówno czas, jak i miejsca nie zostały tu przedstawione z tą samą dokładnoś­cią. Zważając na tytuł dzieła – Pamiętnik z powstania warszawskiego – taki zabieg wydaje się oczywisty. To, co zdarzyło się podczas pow­stania oddano z całą pieczołowitością, zaś uwagi, które stanowią jakby dopowiedzenie, zostały potraktowane przez autora esencjonalnie i skrótowo.

   Poszczególne dni walki od l sierpnia do kapitulacji ogłoszonej 2 października i czas do opuszczenia Warszawy 9 października 1944 r. autor opisuje, stale odwołując się do konkretnych lub przybliżonych dat, podaje porę doby, stan pogody i wiele szczegółów, które – poza usytuowaniem zdarzeń w czasie – pozwalają czytelnikowi poznać jego charakter – Białoszewski opisuje tu czas, który przerasta w los.11 Jest to więc spojrzenie na czas zdarzeń także od strony historycznej i filozoficznej. Właśnie wtedy przekształcał się obraz miasta oraz for­mowała się na nowo mentalność ludzi.

   Białoszewski poświęca sporo uwagi przedstawieniu, w jaki sposób sam czas zwracał na siebie uwagę warszawiaków. Odliczali moment od świstu do wybuchu w nadziei, że to niewypał, odmierzali okresy pomiędzy kolejnymi nalotami, codziennie – w wyczekiwaniu na pomoc z zewnątrz – uświadamiali sobie, który dzień powstania właśnie trwa. W napięciu i poczuciu zagrożenia w wyjątkowy sposób odczuwano przedłużające się godziny oczekiwania na koniec gehen­ny.

   Akcja rozgrywa się w miejscach doskonale autorowi znanych. Biografia Białoszewskiego była związana z Warszawą przed pow­staniem i po wojnie. Zwraca uwagę perfekcyjna znajomość topografii – układu ulic i placów, a nawet poszczególnych budynków (nie tylko znanych gmachów użyteczności publicznej, ale wielu domów i kamienic prywatnych). Narrator przedstawia sytuację w mieście, odwołując się do nazw dzielnic, ale ujmuje ją też w przestrzeni dającej się objąć wzrokiem lub słuchem – opisuje najbliższe otocze­nie: wygląd ulic, zbombardowanych i jeszcze nietkniętych domów, barykad i przede wszystkim piwnic oraz schronów, gdzie przeważnie toczyło się życie cywilnych mieszkańców stolicy. W tekście znajdują się konkretne adresy, opisy kamienic i wnętrz (zwłaszcza piwnic), np. Chłodna 40, Kercelak, Rybaki, rzeka Wisła, ulica Długa, Stare Miasto, Chmielna 32, kościół św. Jacka, zabudowania klasztorne Sakramentek itd. Narrator zwraca także uwagę na charakter przedstawianych miejsc: kościołów, ulic, schronów, latryn, magazynów z żywnością, zwałów gruzu, kanałów, piwnicznych izb i labiryntów korytarzy. Hierarchizuje je ze względu na to, jakie stanowią schronie­nie dla ludzi. Porównuje piwnice zwykłe z wyposażonymi w mocne sklepienia Kleina.

   Opisując różne miejsca i budowle, Białoszewski ukazuje powszechną zagładę miasta poprzez obrócenie w gruzy domów mieszkalnych, urzędów oraz cennych zabytków architektury – wiel­kich pamiątek narodowych. Na oczach czytelnika zmienia się warsza­wski pejzaż. Znajome Mironowi miejsca zmieniają swój wygląd, często do tego stopnia, że trudno mu zorientować się, gdzie się znaj­duje. Kolejne miejsca akcji (te, w których przebywa Miron) obu­dowuje większa przestrzeń – walczącej i ginącej Warszawy, przed­stawianej całościowo (jako miasto) lub poprzez uwagi o konkretnych dzielnicach. Ukazywanie przestrzeni w jej zmienności, dynamizmie służy budowaniu całościowej wizji losów miasta i ludzi podczas działań powstańczych 1944 r.

   Warszawa jest tu ukazana jako miasto w trzech przestrzennych odmianach: ulice, domy i podwórza, podziemne schrony oraz jeszcze niżej położone kanały i piwnice z systemem korytarzy.

   Poza czasem i miejscami akcji Białoszewski wprowadza przeszłość we wspomnieniach i skojarzeniach wywołanych aktualnymi wydarzeniami, np. wypadki z września 1939 r., getto z okresu pow­stania i likwidacji w ramach tzw. Wielkiej Akcji. Obudowanie akcji kontekstem wspomnień wprowadza powstanie warszawskie 1944 r. w plan wydarzeń historycznych II wojny światowej. W tym zestawieniu powstanie wydaje się okresem najbardziej tragicznym w dziejach wojny.

 

 

Narracja

 

   Nadawcą Pamiętnika z powstania warszawskiego jest narrator, który jest zarazem uczestnikiem opisywanych wydarzeń. Można go utożsamiać z autorem relacji – sam nazywa siebie Mironem Białoszewskim. Skoro narrator, główny bohater i autor jest tą samą osobą, a nawet wprost informuje czytelnika o autentyzmie opowieści, Pamiętnik staje się dokumentem osobistym i historycznym (przed­stawia przecież ważne wydarzenie w dziejach Polski).

   Narracja prowadzona jest przez dojrzałego człowieka, który podjął decyzję o spisaniu swoich obserwacji i przeżyć po ponad dwudziestu latach przemyśleń, rozmów z innymi, po lekturze opracowań histo­rycznych. Nie jest to więc relacja bezpośrednia, ale zapis dokonany po wielu latach, zbudowany z historyjek odtwarzanych w pamięci i rekonstruowanych z opowieści innych.

   Jak wspomnieliśmy w rozdziale Uściślenia gatunkowe, dzieło Białoszewskiego jest formą pośrednią między pamiętnikiem a dzien­nikiem intymnym – w zapisie autor likwiduje dystans czasowy między rzeczywistością opisywaną a tą, w której dokonano rejestracji na piśmie. Wrażenie bezpośredniości relacji wynika także z charak­teru prowadzonej narracji.

   Narrator zapisuje, odtwarza, informuje, wskazuje konkretne miejs­ca i fakty, ale również stara się dociec, dlaczego miasto skazane jest na zagładę, zrozumieć sens wydarzeń i ludzkich losów. Stawia dra­matyczne pytania, z których wynika niemożność ogarnięcia ludzkim rozumem tak straszliwego pogromu zostawionej na pastwę Niemców Warszawy. Jest to więc wypowiedź świadka i uczestnika oraz człowieka podejmującego refleksję natury filozoficznej, moralnej i historycznej.

   Opowiadacz nie jest żołnierzem zaangażowanym w bezpośrednie działania zbrojne, jednak nie pozostaje na uboczu – angażuje się w budowanie barykad, przenoszenie rannych, zdobywanie pożywienia dla wojska i dla bliskich. Jego losy pokazują, że ludność cywilna również na różne sposoby wspierała powstańców. Przede wszystkim jednak zachowanie Mirona i jemu podobnych zwykłych ludzi było ukierunkowane na ratowanie własnego życia i troskę o członków rodziny oraz przyjaciół. Narrator przedstawia więc relacje między­ludzkie, ukazuje odruchy pomocy i wsparcia dla innych a także wyjątkowe reakcje zostawiania rannych bez pomocy lub trupów na ulicy, by nie narażać siebie na pewną śmierć. Opisy prowadzą więc do wniosków, które z reguły narrator pozostawia czytelnikowi, że w tak skrajnie nieludzkich warunkach człowiek został sprowadzony do bio­logicznych, wręcz fizjologicznych odruchów. Jeżeli zdobywał się na odwagę i ryzyko, to w trosce o zażegnanie widma głodu lub żeby ratować bliskich.

   Niekiedy Białoszewski ocenia wypadki w aspekcie moralnym (chodzi o historycznie uwarunkowany układ sił, brak wystarczającej pomocy ze strony aliantów). Nie ulega jednak moralizatorskim dywa­gacjom, nie przypisuje sobie prawa do oceny ludzkich reakcji, stara się zrozumieć mechanizmy działania i sposób myślenia skazanych na lęk o życie, przerażonych wizją głodu ludzi.

   Sposób prowadzenia narracji czyni z Pamiętnika świadectwo czasu o pełnym zakresie problemów, z jakimi wówczas się borykano. Ten typ świadomości, niezależnie od tego, czy był udziałem samego Białoszewskie go, uwolniony od ideologii powstańczej, także od późniejszych interpretacji politycznych i historycznych, pozwala na zbudowanie bardziej uniwersalnej prawdy o powstaniu, prawdy przerażonego i zaszczutego cywila. Odwaga takiego przedsięwzięcia artystycznego jest niezwykła: złamać bowiem należało nie tylko stereotypy współczesne, lecz także historyczne, utrwalone w naszej literaturze o wyraźnym rodowodzie romantycznym, wysuwające na plan pierwszy odwagę śmierci, ideę poświęcenia, samozagłady. Białoszewski nie kwestionuje tych wartości, przypomina jednak, że w każdej wojnie są także cywile, że tragizm krwawych wydarzeń spełnia się najwyraziściej w ich losie. W powstaniu warszawskim zginęło więcej cywilów niż żołnierzy.12

   Uniwersalizujący wypadki charakter narracji opiera się na specy­ficznym języku – zbudowanym na mowie potocznej, mieszającym różne elementy stylistyczne w celu oddania złożoności i chaosu zdarzeń oraz przeżyć (refleksje o języku Pamiętnika – w następnym rozdziale). Narrator nie unika opisów z użyciem wulgaryzmów, wprowadza obrazy brzydoty i degradacji człowieczeństwa. W poszarpanej składni uzewnętrznia gonitwę myśli, lęków, wątpliwości a czasem – po prostu – nakładanie się na siebie różnych rozmów, okrzyków, własnych myśli. Posługuje się niekiedy osobistym intym­nym wyznaniem, nie uprawia bohaterszczyzny, nie rzuca haseł ani nie kreuje herosów, wręcz przeciwnie – pokazuje prymitywne życie, brud, gnieżdżenie się obcych ludzi w małych wspólnych pomieszczeniach. Z taką samą szczerością mówi o sobie, przyznając się również do myśli o kradzieży, do chęci opuszczenia bliskich, by nie pojechać na roboty itp.

   Uporządkowane składniowo spokojne relacje o przebiegu zdarzeń przeplatają fragmenty o dramatycznej konstrukcji, z dialogami, z nar­racją opartą na zdaniach eliptycznych, równoważnikach a nawet monosylabach. Oto wybrane fragmenty:

   Wróćmy do akcji. Około 13 sierpnia. Spadły bomby. Na Stare Miasto. Oczywiście, że na tę Miodową wcześniej. Ale w tych dniach Miodowej jeszcze się tak wyraźnie nie włączało do Starego Miasta, dopóki nie była tak bardzo i zupełnie odcięta od reszty Warszawy razem ze Starym Miastem, tak jak i cała ulica Długa, i aż nawet Bielańska i Przejazd – to wszystko było Stare Miasto. Inaczej się o tym nie mówiło (33).

   Ci tu – ci tu. Albo gmach PAST-y –potem, w Śródmieściu. Szło plas­trami. Piętro — ci. Piętro – ci. I to wszystko uparte, długie. Dni. Noce. A i tygodnie (62).

   Zaczęło się rozemżywać. Szaro. Długo. Smutno. Nagle ni to, ni sio. Dokąd? Co to? Głupie tory – tory – jeść!... – Włochy – zatrzymanie. Rzucają na nas, ale ile, z ulicy, ze schodów, okien, peronów: march­wie, cebule, rzodkwie, buraki. Niemcy nic za to. Łapiemy. My z Ojcem też. Cebulę. Od razu ciach. Wprost. Na surowo. Ojciec od razu zjadł. Ja nie mogłem. Jechaliśmy. Wolniusieńko. Wolniusieńko. Za Warszawę. Sensacja! Co w Piastowie? Co w Ursusie? Mżawki. Przerzutki jarzyn z peronu. Mroczki. Tłumki obserwatorów-pomagierów (177).

   Zacytowane wyżej fragmenty tekstu Białoszewskiego pozwalają dostrzec swoistą manipulację odbiorcą. Wprowadzenie klimatu tam­tych rozmów i chaotycznego myślenia oraz form czasu teraźniejszego pozwalają odczuć relację jako tworzoną „na żywo”, niemal w trakcie przeżywania opisywanych zdarzeń. Dzięki wrażeniu autentyczności i prawdy narracja zastosowana w Pamiętniku prowadzi do zaangażowania emocjonalnego czytelnika. Dzieło to nie jest chłodnym wystudiowanym zapisem faktograficznym, ale dodatkowo jest rejestrem nastrojów i uczuć towarzyszących ludziom, zwłaszcza autorowi, podczas dramatycznych dni powstania warszawskiego.

 

 

Język

 

   Miron Białoszewski posługuje się w Pamiętniku jeżykiem poszarpanym, chaotycznym, opartym przede wszystkim na mowie potocznej z zaakcentowaniem efektów brzmieniowych. Zacytowane w poprzednim rozdziale fragmenty dzieła stanowią próbkę stylu auto­ra. Cały tekst pełen jest urozmaiconych, zróżnicowanych pod wielo­ma względami fragmentów. Pisarz chętnie wykorzystuje interpunkcję w funkcji ekspresywnej – pojawiają się tu zawieszenia myśli, wahania, pytania, wykrzyknienia, wielokropki sygnalizujące urwanie wypowiedzi.

   Ulubionym środkiem stylistycznym Białoszewskiego są różnego rodzaju powtórzenia: pojedynczych wyrazów, całych struktur składniowych, rozpoczynanie kolejnych formacji składniowych od tego samego słowa lub grupy wyrazów (paralelizmy i anafory składniowe) oraz nawarstwianie sporych części tekstu cytowanego – np. modlitwy Pod Twoją obronę, która rozbrzmiewa w kolejnych piwnicznych pomieszczeniach. Cytowanie modlitw, psalmów, pieśni (np. Dnia pierwszego września...) jest tu również częstym zabiegiem literackim.

   Białoszewski chętnie wykorzystuje fonetyczne środki stylistyczne, zwłaszcza onomatopeję. Stara się oddać przy pomocy literowego zapisu dźwięki otaczające warszawiaków: odgłosy lecących i wybuchających bomb, nakręcanie „szafy”, charakterystyczne szumy, świsty, powiewy i uderzenia, których brzmieniowa postać zazwyczaj budzi grozę, ponieważ opiera się na dźwiękach nieprzyjemnych, zgrzytliwych, zwiastujących śmierć. Przykłady owej transformacji brzmienia na język pisany są w tekście liczne, oto niektóre z nich: trzszach... trzszach... trzszach... trzszach... trzszach... trzszach... (48),

 

wiu

wiuuu

wijuuuuu

 

(59)

 

       

nakręcanie „szafy”:

 

kha... kha... kha...

kha... kha... kha...

kha... kha... kha...

 

(60)

 

       

   Tu również można obserwować skłonność do powtórzeń i zarazem cieniowania nieco zmiennych efektów dźwiękowych. Wprowadzone do prozy fragmenty mają niekiedy – jak zacytowane wyżej – szczególną postać graficzną zbliżoną do zapisu charakterystycznego dla liryki.

   W strumieniu świadomości narratora pojawiają się eliptyczne zda­nia i równoważniki zdaniowe oraz anakoluty (wypowiedzenia złożone z elementów składniowo niespójnych), forma pierwszej osoby liczby pojedynczej przechodzi w pierwszą osobę liczby mno­giej, ta z kolei miesza się z bezosobowymi i ujętymi w trzeciej oso­bie. Owe składniowe zabiegi prowadzą do wrażenia, że wypowiedź o charakterze osobistym splata się z fragmentami, w których narrator wyraźnie utożsamia się z grupą ludzi dzielących wspólny los bez­domnych w swoim mieście.

   Autor wprowadza elementy zaczerpnięte z języka potocznego, kolokwializmy, wulgaryzmy, które egzystują na kartach Pamiętnika wespół z neologizmami tworzonymi dla doraźnych potrzeb – oddania specyficznych, wyjątkowych znaczeń, np. półspodziewanka (91), siupnąć (Nas mieli siupnąć do Rzeszy – 174), zaskok (To był zaskok – czyli zaskoczenie – 122), zbuzowało się tzn. spaliło (123), zajmiciele miejsc (132). Znajdujemy tu wyrażenia charakterystyczne dla pewnych środowisk i miejsc – np. mykwa czyli kąpiel w obozie (182), kukurużnik – radziecki samolot (142) oraz rodzaje broni i sposoby wyniszczania warszawiaków, np. „szafa” czy „berta” (wielokrotnie używane przez Białoszewskiego).

   Wśród licznych nazw miejscowych (nazwy dzielnic, ulic) i osobowych (imiona – w formie oficjalnej i zdrobniałej, nazwiska, pseudonimy) pojawiają się skrócone postaci niektórych nazwisk, np. Uff., Ad.

   Pamiętnik ma formę w znacznej mierze udramatyzowaną. Pojawiają się w nim serie czasowników i krótkich zdań sygnalizujących „dzianie się” oraz duże tempo zmian. Maria Janion zwróciła uwagę na szczególne upodobanie autora do czasownika latać, który jest stosowany także w odniesieniu do przemieszczania się ludzi i zwierząt, spadających bomb i wszelkich pocisków.13

   Andrzej Zieniewicz ukazał wartość dzieła na tle skostniałej komu­nistycznej nowomowy. Ów „niekombatancki” charakter Pamiętnika uznał za ważny element kształtowania samoświadomości części inteligencji.14 Te same walory prozy Białoszewskiego podkreśla Maria Janion, wskazując, że już we wcześniejszych utworach, w poezji, autor Pamiętnika opowiadał się za nieoficjalnym wariantem języka. To tak pojęta „prywatność” lingwistyczna zmusiła Białoszewskiego, by sięgnął po fenomenologiczny konkret, wymijając i kwestionując „oficjalny”, „tyrtejski”, „retoryczny”, „kombatancki” system literatury polskiej. Operuje on najczęściej skończonymi, gładkimi, rozbudowanymi, starannymi zdaniami-okresami, bądź też monotonnymi śpiewankami; tego wymaga retoryka oficjalna, jak i retoryka tyrtejska, ześlizgujące się łatwo we frazes boojczyźniany bądź socjalistyczny. Przeciw niemu Białoszewski wzniósł swój system „prywatny”, „intymny”, wyzuty z oficjalności, ufundowany na „doświadczeniach peryferyjnych” (wedle określenia A. Sandauera), posługujący się często anakolutami oraz obnażający automatyzm i bezwład języka, do którego tak bezgraniczne zaufanie żywią zazwyczaj wszyscy obrońcy i praktycy frazesu.15 Dzieło Białoszewskiego było więc nowatorskie i świeże na tle języka obowiązującego w życiu społecznym i w sztuce w latach sześćdziesiątych oraz późniejszych.

 

 

Bohaterowie

 

   W Pamiętniku z powstania warszawskiego autor ukazał bohaterów określonych w sposób jednostkowy, indywidualny oraz postaci zbiorowe: walczących powstańców, ludność cywilną Warszawy, Niemców, przedstawionych we wspomnieniach z czasów getta Żydów. Wśród tych zbiorowości na plan pierwszy wysuwają się cywilni mieszkańcy stolicy, którzy skupiają się przede wszystkim na przetrwaniu powstańczego koszmaru. Rozumieją potrzebę walki, ale dotkliwie odczuwają wszelkie braki i zagrożenie życia. Niektórzy załamują się, zwłaszcza kobiety oczekują, że powstańcy poddadzą się, by przerwać pasmo nieszczęść. W razie potrzeby starają się (zwłaszcza mężczyźni) angażować w pomoc walczącym przez zdobywanie dla nich pożywienia, opatrywanie rannych, budowanie barykad itp. Ich udziałem są codzienne porcje strachu o życie własne i blis­kich, problemy bytowe (żywność, woda, kuchnia do gotowania) oraz czekanie na koniec koszmaru. Te przejawy powstańczej codzienności w środowisku cywilów są w Pamiętniku przedstawiane w ujęciu ogólnym oraz poprzez ukazanie losów i przeżyć konkretnych osób.

   Powstańcy to grupa ludzi w różnym wieku zaangażowanych bezpośrednio w działania wojenne oraz wspomagających tych, którzy walczą z bronią w ręku, dodatkowymi zadaniami: organizacją łączności, opieką medyczną itp. W ramach tej zbiorowości mieszczą się również harcerze – młodzi łącznicy przemykający kanałami oraz chłopcy zapalający czołgi butelkami z benzyną. Powstańcy byli najbardziej narażeni na śmierć, ale – mimo utraty kolejnych dzielnic i ludzi – garnęli się do nich nowi ochotnicy, np. Zbyszek (takie plany miał również Miron). Widać ich przemykających chyłkiem pod barykadami, wzywających cywilów do różnych zadań, organizujących przejścia kanałami, opiekę szpitalną i pracę łączników.

   Niemcy zostali przedstawieni jako bezwzględni, dobrze przygo­towani do walki, realizujący swoje zamiary do końca. Podczas segre­gacji pokonanej ludności działający według przyjętych zasad, kon­sekwentni, pozbawieni uczuć i skrupułów. Wermachtowcy pilnujący pochodu ludzi to żołnierze uśmiechnięci, dający Polkom wyrwane na pobliskich polach warzywa – ukazani przez autora z elementem życzliwości i sympatii. Zważywszy na całościową sytuację dogorywającej Warszawy, opinia dotycząca Niemców nie może być przy­chylna. Okupacja Polski przedłużyła się do granic ludzkiej wytrzy­małości, powstanie było krwawo tłumione, nie nadchodziła oczeki­wana pomoc. Niemcy czuli się bezkarni, byli bezwzględni, za wszelką cenę chcieli utrzymać swoją pozycję w mieście, co przy odpowiednim wyposażeniu wojskowym i braku interwencji z zewnątrz musiało się udać.

   Los Żydów jest tu ukazany głównie we wspomnieniach z pot­wornego czasu likwidacji warszawskiego getta. Autor poświęca im uwagę w uogólnionych refleksjach o cierpieniu, masowej zagładzie, konieczności ukrywania się, jeżeli zdołali przetrwać Wielką Akcję. Na przykładzie losów Stefy widać, ile trzeba było zabiegów, by oca­lić własne życie w świecie, gdzie Żydzi skazani byli na zagładę (zmiana personaliów, dobra znajomość języka niemieckiego, pieniądze na wykupienie się z obozu).

   Wśród postaci indywidualnych na pierwszy plan wysuwa się główny bohater, narrator i autor tekstu w jednej osobie – Miron. Jego sylwetkę częściowo przedstawiliśmy w rozdziale poświęconym nar­racji. To właśnie on wypowiada się w Pamiętniku o sobie i innych postaciach – swoich znajomych i krewnych. Jest nie tylko obserwa­torem, ale i uczestnikiem zdarzeń. Na podstawie utworu (i zamiesz­czonego w niniejszym opracowaniu streszczenia) można bez trudu odtworzyć losy Mirona w czasie powstania 1944 r. i później.

   Był studentem polonistyki na tajnych kompletach oraz początkującym poetą i dramaturgiem. Spotykał się z dziewczyną o imieniu Halina. Przed sierpniem mieszkał z Matką przy Chłodnej. Doskonale znał miasto. Wydarzenia pierwszego dnia powstania sprawiły, że najpierw został u Ireny, a następnie tułał się po mieszka­niach i piwnicach należących do osób z rodziny, przyjaciół lub w zupełnie obcych miejscach. Po wygnaniu warszawiaków przebywał w Pruszkowie, skąd został wywieziony do Łambinowic a następnie do Opola. Stamtąd uciekł do Częstochowy.

   W czasie powstania miał dwadzieścia dwa lata, a więc był człowiekiem młodym, ale w pełni świadomym wydarzeń i sytuacji Polaków. Przeżywał je jak inni, chronił się przed śmiercią, zabiegał o żywność, starał się pomagać bliskim, czasem w trosce o własne bezpieczeństwo rezygnował z udzielania wsparcia innym.

   Jako uczestnik zdarzeń Miron stara się z największym obiektywiz­mem oddać prawdę o losach cywilnej ludności podczas powstania. Nie dąży do ubarwiania i prezentowania heroizmu, ale pokazuje złożoną, trudną sytuację warszawiaków, naginanie zasad moralnych do potrzeby chwili, ale także ofiarność i solidarność w nieszczęściu. Miron troszczył się o Matkę i Ojca, chociaż ten nie mieszkał z rodziną, próbował się dowiedzieć, co się dzieje z bliskimi, od których oddzieliły go działania powstańcze.

   Podczas najtrudniejszych dni powstania Miron zabiegał o zdobycie papieru, ponieważ chciał kontynuować pracę literacką. Swoje utwory chętnie prezentował słuchaczom, chociaż literatura w tych warunkach nie była specjalnie ceniona. Miał poczucie, że jest świadkiem historii i starał się opisać ją w powstającym wówczas dramacie.

   Matka Mirona to osoba zabiegająca o codzienne sprawy bytowe. Właśnie gdy wysłała syna po chleb, powstanie ją od niego oddzieliło. Zajmowała się krawiectwem. Po kapitulacji została wywieziona do przejściowego obozu w Pruszkowie a potem na roboty na Śląsk.

   Ojciec Mirona mieszkał z kochanką (Zochą) przy Chmielnej. Po trudnych tygodniach tułaczki i wyjściu z kanału Miron, Swen i Zbyszek zatrzymali się właśnie u niego. Był związany z Armią Krajową. Podczas okupacji zajmował się fałszowaniem dokumentów dla osób potrzebujących zmiany tożsamości. W czasie powstania m.in. organizował zdobywanie żywności. Wywieziony wraz z synem do Łambinowic a potem do Opola, uciekł wraz z nim do Częstochowy.

   Swen to przyjaciel Mirona z czasów przedpowstaniowych. Dzielili los tułaczy przez kilka tygodni, razem przeprowadzali przez kanały rannego. Odbywali wspólne wyprawy po żywność i wodę. Miron mógł liczyć na pomoc Swena. Podczas bombardowania przywaliły go gruzy. Uniknął śmierci dzięki ludziom, którzy go odkopali. Idąc przez zawalone gruzami ulice po ogłoszeniu kapitulacji, płakał nad zniszc­zonym miastem wraz z Mironem. Często kierował się przeczuciami. Dzięki temu – jak głosi Dodatek do Pamiętnika – wywożony wyskoczył z pociągu koło Opoczna a stamtąd trafił do chałupy, w której przebywały Matka, Celina i Lusia.

   Stefa, inaczej Babu Stefu, była Żydówką o zmienionych persona­liach (Zofia Romanowska). Przez dwa lata mieszkała z rodziną Mirona, potem musiała się wyprowadzić w obawie przed ujawnie­niem jej pochodzenia. Zajmowała się drobnym handlem, jeździła z towarem (agrafkami, czeską biżuterią) do odległych dzielnic. Doskonale znała język niemiecki. Zachowywała się odważnie i brawurowo, dzięki czemu nie zginęła mimo wielu akcji wymier­zonych przeciwko Żydom. Spryt i pieniądze pozwoliły jej wydostać się z obozu w Pruszkowie. Resztę życia spędziła poza krajem (wyjechała przez Szwecję do Ameryki).

   Przedstawiliśmy bliżej zaledwie kilka osób, o których traktuje Pamiętnik. Jest ich tam znacznie więcej a każda stanowi odrębny rozdział w wielkiej księdze wspólnych losów warszawiaków. Ta krótka prezentacja ma na celu pokazanie, że w świecie wojennej i powstańczej zawieruchy indywidualizm poszczególnych osób wtapiał się w charakter i problemy ogółu zdominowanego przez mechanizm his­torii i potworność zdarzeń.

 

 

Obraz powstania w ujęciu M. Białoszewskiego

 

   Utwór Białoszewskiego jest zapisem losów ludności Warszawy podczas powstania. Chociaż nie przedstawia bezpośrednio obser­wowanych działań zbrojnych, jest obrazem, czy raczej serią obrazów, powstania ukazanego jak gdyby od tyłu, od podwórzy i piwnic. W rozmowach, opisach miejsc i reakcji ludzi jawi się ono jako zdarzenie o wielkim ładunku tragizmu. Dotyka całej Warszawy i każdego z osobna. Jego efekty to zniszczone domy, ranni i zabici oraz wygnani ze swoich siedzib ludzie. Właśnie tak – poprzez obrazy miejsc i ludzkie losy – autor ukazuje obraz powstania warszawskiego. Ponieważ on sam jest zarazem nadawcą wypowiedzi i głównym bohaterem, stosunkowo dużo mówi o swoim zachowaniu i przeżywaniu różnych momentów tego trudnego okresu. W niniejszym rozdziale przyjrzymy się więc obrazowi powstania przedstawionemu w Pamiętniku właśnie w tych trzech aspektach.

 

 

Sceneria zdarzeń

 

   Ludzkie tragedie i losy zostały przedstawione w Pamiętniku jako uzależnione od sytuacji w mieście. Autor wiele uwagi poświęca obra­zom kolejnych etapów działań i słabnięcia powstania poprzez opisy­wanie sytuacji na ulicy, odgłosów walki dochodzących do schronów i piwnic, przez ukazanie zagrożenia wśród kruchych murów. Podaje informacje o sytuacji ogólnej, wskazując, które dzielnice są w rękach powstańców, a które zostały im odebrane przez Niemców. Z takiego sposobu pisania wyłania się szczegółowy zapis scenerii zdarzeń składających się na powstanie warszawskie 1944 r.

   Utwór rozpoczyna refleksja o normalnym wyglądzie ulicy Chłodnej l sierpnia w południe. Do tego obrazu – zwyczajnego, wilgotnego dnia wypełnionego ruchem ludzi i pojazdów – można porównywać kolejne, które mają zupełnie inny charakter. Scenerią ludzkiej egzystencji w miesiącach powstania były barykady, gruzy, zdemolowane wnętrza domów i piwnic, prowizoryczne szpitale i latryny. Przywoływane w pamięci obrazy miasta są żywe, ostre, szczegółowe. Opisy sprawiają wrażenie, jakby były odbite z matrycy świadomości autora, tchną autentyzmem i świeżością.

   Obrazy warszawskich ulic dadzą się sprowadzić do jednego – jest to miejsce, gdzie nie ma ruchu pojazdów cywilnych, stoją barykady, ludzie chyłkiem przemykają się za nimi lub pod murami, by szybko wskoczyć w bramę. Leżą tam odłamki betonu, drewna, czasem fruwają papiery. Bruk został częściowo wyrwany, szyny tramwajowe również – teraz tworzą w różnych miejscach barykady. Na głównych ulicach znajdują się skłębione druty tramwajowe, zostawione po to, by paraliżowały przejazd czołgów. Na ulicy można zobaczyć ciała zabitych, porzucone w pośpiechu tobołki, tryskającą z uszkodzonych rur wodę. Przy niej stoją zniszczone domy straszące wybitymi otworami okiennymi, w części obrócone w gruz, osmalone ogniem lub jeszcze płonące. Wszystko wokół jest przysypane odłamkami gruzu i grubą warstwą szaro-rudego kurzu. Gdzieniegdzie szarość i ponurość została złamana żywymi kolorami flagi narodowej.

   Ludzie stopniowo uciekali do piwnic i schronów. Ich mieszkania, zniszczone przez bomby i pociski artyleryjskie, były w opłakanym stanie. Piwniczne izby – ciemne, odrapane, chłodne – stanowiły miejsce wyczekiwania na koniec koszmaru. Ich wystrój był brzydki i ponury: odpadające kawałki tynku, rury, filary, małe okienka. Zagracone ludzkim dobytkiem, zaśmiecone, brudne pomieszczenia – były wówczas kuchniami, sypialniami i miejscami wszelkiej użyteczności. Nie dbano o przytulne wnętrza, ale starano się znaleźć takie, gdzie można było mieć nadzieję na przetrwanie – np. o zaokrąglonych silnych kleinowskich sklepieniach, z filarami, przy których w razie zasypania można było przeżyć. Najważniejsze były tam miejsca do spania (najczęściej deski lub zdjęte skądś drzwi) oraz zbudowane z cegieł prymitywne kuchnie.

   Nie było możliwości przestrzegania zasad higieny i godnego załatwiania potrzeb fizjologicznych. Autor kilkakrotnie opisuje wygląd prowizorycznych latryn, gdzie w trakcie oczekiwania i załatwiania potrzeb ludzie – jak kury na grzędach – prowadzili swoiste życie towarzyskie.

   Wyjątkowa atmosfera towarzyszyła warszawiakom uciekającym kanałami. Te odrażające, mroczne, obłożone wilgotną mazią nory, przetykane czasem słupem światła od włazu, były obiektem marzeń – stanowiły szansę ucieczki do miejsc bezpieczniejszych.

   Po ogłoszeniu kapitulacji ludzie wychodzili z ukrycia i oglądali zdruzgotaną, obróconą w gruz i pył stolicę. Następnym otoczeniem, w jakim się znajdowali, były tzw. świńskie wagony – bez ławek i okien – oraz obozowe baraki z posłaniami z trocin, otoczone drutami, przesycone atmosferą więzienną.

   Scenerię upadającej Warszawy i życia obozowego współtworzą przedmioty codziennego użytku. Prawdziwymi bohaterami Pamiętnika z powstania warszawskiego są nie tylko ludzie, lecz także rzeczy. To słowo, tak często powtarzane przez Biało szewskie go, ma szczególny zakres znaczeniowy. Rzeczy są ludzkie, bo towarzyszą człowiekowi, są częścią jego świata, trwają i giną jak ludzie. Umierające domy, kościoły, zamieniają się w gruzy ulice – podlegają rozgrywającemu się dramatowi, giną i przemijają.16

   Do rzeczy materialnych nie przywiązywano wtedy wielkiej wagi. Nie można przecież zabrać na plecach dorobku całego życia. Najważniejsze było ocalenie ludzi. Przedmioty były skazane na zostawienie, zniszczenie. Najważniejsze (dokumenty) starano się chronić, zakopując w ziemi. W piwnicznej egzystencji liczyły się naczynia do gotowania i jedzenia, przykrycie podczas snu, ubranie na zmianę. Niektórzy dbali o wyjątkowo dla nich ważne rzeczy – np. Mironowi zależało na kartkach do pisania. Wychodzący z miasta ludzie nieśli bezkształtne tobołki, plecaki.

   Obrazy miejsc i przedmiotów współtworzą w Pamiętniku atmos­ferę pogrążającej się w nieszczęściu Warszawy. Stopniowa degradac­ja otoczenia postępuje z wzrastającą tragedią ludzi – coraz więcej jest rannych i zabitych, powstańcy nie mają broni, Warszawa – domy i ludzie – coraz bardziej odczuwa atmosferę zbliżającej się klęski. W serii obrazów zagłady miasta jawi się upadek cywilizacji i kultury (Miron Białoszewski zwraca uwagę na obiekty szczególnie cenne).

 

 

Reakcje i losy ludzi

 

   Wśród koszmarnej scenerii walących się i płonących domów, zniszczonych ulic, barykad, piwnic, kanałów i schronów zostali ukazani przerażeni ludzie, których jedynym celem było ratowanie życia, l sierpnia w południe, na spokojnej warszawskiej ulicy, Miron pomyślał o słonecznikach. Takie sentymentalne myśli nie towarzyszyły mu później, kiedy Warszawa ginęła pod wielką ilością bomb i płonęła w licznych pożarach.

   Człowiek został wówczas sprowadzony do poziomu istoty biolo­gicznej, kierującej się instynktami, pozbawionej wyczulenia na wartości estetyczne a nawet moralne. Najważniejszym celem była ochrona życia. Trzeba było uciekać przed śmiercią – przed kulami, przysypaniem gruzami podczas bombardowania itp. – a także wiele ryzykować, by zapewnić sobie i bliskim wodę oraz pożywienie. Te dwa dążenia pozostawały często w sprzeczności, jednak były równie silne i dominowały nad innymi działaniami.

   W niewielkich piwnicznych pomieszczeniach spotykali się obcy i znajomi ludzie o różnych charakterach. W tych warunkach, w nie­ludzkim tłoku, dochodziło do konfliktów, ale także do przejawów niezwykłej życzliwości i pomocy. Kto tylko się zmieścił, mógł dołączyć do „zadomowionych”, liczyć na ich wyrozumiałość i akcep­tację.

   W trudnych warunkach ludzie nie byli w stanie z odpowiednią częstotliwością zaspokajać swoich potrzeb – np. brakowało wody, więc nie mogli się myć, golić, prać ubrań. Jedyny fryzjer, który przyjmował klientów, był traktowany z radością, ale również jak przybysz z innego wymiaru. Niezwykłym szczęściem była możliwość dokładnego umycia całego ciała (Miron, Swen, Zbyszek po wyjściu z kanału doznają tego komfortu w mieszkaniu Ojca Mirona).

   Reakcje ludzi na działania powstańców rozpinają się między dwoma skrajnymi stanowiskami: od akceptacji i wspierania do wyrzutów i stanowiska, że należy się poddać. Z czasem narasta wy­czerpanie psychiczne i fizyczne ludzi skazanych na piwniczne życie. Ich dni wypełnia wymiana wiadomości o sytuacji w różnych dzielni­cach Warszawy, nasłuchiwanie odgłosów z zewnątrz (warkot samolotów, świsty i wybuchy bomb itp.), załatwianie podstawowych bytowych spraw (np. chodzenie po wodę i żywność). Znamienną cechą losu cywilnej ludności stolicy jest zmienianie kwater poprzedzane dyskusją w gronie najbliższych, sprawdzaniem ko­lejnych adresów. Ciągła wędrówka była wymuszana sytuacją –pozornie bezpieczne miejsca przestawały nimi być wraz z prze­suwającą się linią niemieckiej agresji.

   Charakterystyczną i powszechną reakcją ludzi był wtedy strach we wszystkich jego odmianach i natężeniach. Świadomość zagrożenia życia to nieodłączny element codzienności. Cywil podczas powstania został ukazany jako człowiek wyczekujący i nadsłuchujący albo pędzący przed siebie, przemykający chyłkiem pod barykadami, pełzający kanałami.

   Aktywność mężczyzn skupiała się na zapewnieniu wody i pożywienia, czasem na pomocy w budowaniu barykad. Kobiety zaj­mowały się gotowaniem, dużo się modliły, płakały. Dzieci bawiły się w czołgi i prowadziły koszmarne rozmowy o spalonych domach. Próby wprowadzania elementów działalności kulturalnej nie miały znaczenia. Potrzeby i odruchy ludzi były w tych warunkach zupełnie inne, prymitywne, wręcz przypominające czasy ludów pierwotnych.

   W tym nienormalnym stanie rzeczy niektórzy zdobywali się na poświęcenie dla innych, np. zakonnice gotowały i wydawały posiłki, dzieci angażowały się w ataki z butelkami na czołgi.

   W poczuciu tymczasowości panującej przez kilka tygodni trudno było podejmować życiowe plany i rozwijać intelekt. Obowiązujące w czasach pokoju zwyczaje zostały zanegowane, podważone. Wszechogarniający chaos i popłoch, prymitywizm warunków bytowania, atmosfera ciągłej ucieczki sprawiły, że ludzkie reakcje były obliczone wyłącznie na przetrwanie. Narastało rozgoryczenie, że powstanie jest tylko „warszawskie”, że świat nie interweniuje, że Warszawa z dnia na dzień coraz bardziej się wykrwawia, nie mając znikąd wsparcia.

   Nastrój niepewności i lęku towarzyszył warszawiakom podczas segregacji i wywózki z miasta. Jak możemy dowiedzieć się z Pamiętnika, tułacze życie mieszkańców stolicy podczas powstania nie zakończyło się z jego upadkiem. Wywożono ludzi na przymusowe roboty (niektórym udało się stamtąd uciec), a mniej sprawnych rozproszono po miejscowościach Guberni.

   Podsumowując, trzeba dodać, że Białoszewski przedstawia w Pamiętniku degradację człowieczeństwa w wojennych warunkach, upadek cywilizacyjnych zdobyczy, zniszczenie wielowiekowego dorobku kultury – a więc totalną klęskę wartości wypracowanych przez wiele pokoleń. Mówi jednak o wielkiej wspólnocie ludzi zjed­noczonych trudnym losem (jak wspólnota plemienna), o przełamywa­niu samotności poprzez rozmowy, nawet kłótnie – przez „bycie razem” w nieszczęściu.

 

 

Postawa autora

 

   Krótką charakterystykę autora Pamiętnika przedstawiliśmy już w poprzednich rozdziałach: Narracja oraz Bohaterowie. W tej części – dla porządku – zaakcentujemy zasadnicze elementy składające się na postawę Mirona wobec zagłady miasta, tragedii ludzi podczas pow­stania warszawskiego i w związku z nim.

   Na uwagę zasługuje wiarygodność relacji autora, która opiera się na doskonałej znajomości topografii miasta oraz rzetelnym oddaniu losu warszawiaków, również własnego. Miron mówi o swoich uczu­ciach, zwierza się z przemyśleń, komentuje działania powstańców. Z jego wypowiedzi wynika, że nie stylizuje się na bohatera o jednoznacznych i jedynie słusznych poglądach. Przyznaje się do niestosownych zamiarów (pomysł kradzieży obrączki), mówi o stra­chu, który mu niejednokrotnie towarzyszył, o dręczącej niepewności co do losów bliskich osób. Nie udaje odważnego „twardziela”.

   Pamiętnik daje analizę ludzkich reakcji i emocji podczas powsta­nia, zaś najbardziej drobiazgowo ujawnia postawę samego autora. Miron – jak inni – kieruje się pragnieniem przetrwania, ale nie unika ryzykownych zadań. Chociaż nie uczestniczy w walce z bronią w ręku, jednak na apele powstańców uczestniczy w budowaniu barykad, pomaga łączniczce przenieść rannego pod ostrzałem, ryzykując życie, zbiera rozsypane suchary, chodzi po wodę dla siebie i innych. Bywa jednak tak, że górę bierze strach pomieszany ze zdrowym rozsądkiem – podczas drugiej wyprawy po mąkę ucieka z niebezpiecznego miejs­ca, niczego nie zabierając. W odruchu miłosierdzia obiecuje rannemu, że wróci, by mu pomóc, chociaż wie, że tego nie zrobi. Opiekuje się towarzyszącymi mu osobami, jednak gotów jest – mimo wyrzutów sumienia – oddalić się od Ojca i kobiet, żeby uniknąć wywózki.

   Miron jest osobą o silnych nerwach, opanowaną, zdolną do trzeźwej oceny sytuacji. Wydaje się, że poza naturalnym strachem przed śmiercią, nie ulega słabościom i emocjom, jednak gdy wędruje z przyjacielem przez zniszczoną Warszawę po upadku powstania, razem z nim szczerze i bez skrępowania płacze.

   Autor nie wysila się na literackie ubarwianie obrazu powstania. Może w obawie przed mimowolną heroizacją, może przede wszys­tkim w trosce o wrażenie autentyzmu relacji oddaje charakter czasu powstania w bezpośrednim, potocznym, szorstkim języku (por. rozdział pt. Język). W nim również przejawia się postawa Białoszewskiego – świadka historii oddającego z brutalną szczerością obrazy z tamtych dni.

 

 

Przesłanie i znaczenie utworu

 

   Przesłanie najbardziej znanego prozatorskiego utworu Mirona Białoszewskiego wynika z charakteru tego zapisu. Autor wyraźnie wskazuje, że człowiek jest marionetką historii, zaś jej mechanizmy zupełnie nie respektują ludzkich pragnień, uczuć, potrzeby odpowied­nich warunków życia. Z dzieła płynie gorzka prawda o osamotnieniu warszawiaków, braku reakcji świata wobec wykrwawiającej się Warszawy – to zarazem przestroga dla naiwnych na przyszłe dra­matyczne dla narodu chwile.

   Białoszewski pokazuje, że o tak tragicznych momentach i dramaty­cznych losach ludzi nie należy pisać językiem uładzonym, ukształtowanym w literaturze fikcyjnej. Prawdę można i trzeba przekazywać prawdziwą mową – tą, której używano w przedsta­wionych sytuacjach, i taką, którą myślał o wydarzeniach sam autor. W kontekście utworów przedstawiających wojnę Pamiętnik z powstania warszawskiego ma wielką siłę oddziaływania właśnie poprzez chao­tyczny potoczny język i szczegółowość brutalnych obrazów.

   Pamiętnik... odegrał w twórczości jego autora przełomową rolę. Rozbił ramę. Zobaczywszy w powstaniu swoją twórczość i odkrywszy w twórczości powstanie, Białoszewski ogarnął nagle prawdziwą historyczność swej mowy. To, co dotychczas musiało się kulić, trwożnie wtulone w opakowanie chwytów, konceptów, teraz wylało się strugą – szumów, donosów, ciągów, zlepów, rozkurzów, przepowiadań sobie, frywoli, podsłuchów... W całej gamie form odezwała się swobodna mowa doświadczenia i wartości. Szeroki oddech prozy ogarniał wczoraj i dziś. Ciągłość powstańczej Starówki, przedwojennego Leszna i „lecenia do PIW-u na korektę”. Między „gadaniem” a pisaniem nie było już przepaści.17

   Znaczenie utworu Białoszewskiego jest więc ogromne w aspekcie historycznym i literackim. Jest to zapis naocznego świadka i rejestra­tora spostrzeżeń innych osób a przy tym dzieło oryginalne, napisane świeżym prostym językiem, nieskrępowane sztywnymi rygorami gatunku i dzięki temu przyciągające uwagę autentycznością, szczerością, odmiennością na tle ówczesnej literatury.

   Dwieście pięćdziesiąt stron „nieretuszowanej”, brulionowej (właśnie) relacji cywilnego uczestnika powstania. Świadectw takich dotąd właściwie nie było. Zza monumentalnej tragedii wojennej wychylał się – kto wie, czy nie bardziej przeraźliwy – szary dramat ludności, której przyszło przetrwać po piwnicach, po norach dwa miesiące warszawskiego piekła.18

   Cytowaną wyżej opinię Andrzeja Zieniewicza podziela inny badacz utworu Białoszewskiego, Stanisław Burkot: Pamiętnik z pow­stania warszawskiego jest w całej naszej powojennej literaturze dziełem niezwykłym. Realizuje jakąś nową formułę „trudnego pięk­na”, przekracza wiele barier tradycyjnie rozumianej literackości. Narrator, Świadek zdarzeń [...] odnajduje w zamieniającym się w ruiny mieście, w rozpadającym się świecie, jakąś trudno definiowalną prawdę o człowieku, o jego naturze i losie.19

   Doceniano również humanistyczne znaczenie tego utworu. Opowieść o powstaniu jest przecież relacją przede wszystkim o ludz­kich losach i bodźcem do refleksji o człowieczeństwie, zagrożeniach dla systemu wartości i osobowości człowieka. Pamiętnik... przynosi – w swych głębszych warstwach – zadziwiającą informację (przesłanie), że osobowość nie jest integralną cechą człowieka, ale czymś ukształtowanym historycznie, w warunkach bardzo sprzyjających. Stanowi zwycięstwo nad brutalnością świata, jest przesłonięciem „nagiej prawdy”.20

   Badacze zwracali uwagę na recepcję utworu Białoszewskiego w kontekście dokumentów historycznych oraz przekazów należących do tzw. literatury faktu. Czytano przy tym Pamiętnik... jako zapis głębszy od żołnierskich raportów, bo będący „świadectwem z otchłani” porównywalnym z prozą Borowskiego czy reportażami Hanny Krall.21 To stwierdzenie A. Zieniewicza jest znakiem wielkiego uznania dla Mirona Białoszewskiego. Istotnie, w żołniers­kich raportach można znaleźć suche informacje o przebiegu akcji, liczby mówiące o rannych i zabitych, szarże, nazwiska, miejsca, rodzaje broni – tymczasem najgłębszą prawdę o wydarzeniach daje przekaz ujmujący reakcje, uczucia, przeżycia – to, co najbardziej dotyczy człowieka.

 

 

 

 

Przypisy

 

1.      Informacje biograficzne pochodzą z: J. Sławiński, Białoszewski Miron, w: Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, pod red. J. Krzyżanowskiego i Cz. Hernasa, t. l, Warszawa 1984, s. 70-71.

2.      Spostrzeżenia J. Sławińskiego – por. tamże, s. 71.

3.      J. Sławiński, Pamiętnik z powstania warszawskiego, w: Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, pod red. J. Krzyżanowskiego i Cz. Hernasa, t. 2, Warszawa 1985, s. 134.

4.      S. Burkot, Miron Białoszewski, Warszawa 1992, s. 106.

5.      Cyt. za: S. Barańczak, W stronę języka mówionego, w: S. Burkot, Miron Białoszewski, Warszawa 1992, s. 223.

6.      Wszystkie cytaty z utworu pochodzą z wydania: M. Białoszews­ki, Pamiętnik z powstania warszawskiego, Warszawa 1993. W nawiasach umieszczono odpowiednie numery stron.

7.      Por. M. Głowiński, T. Kostkiewiczowa, A. Okopień-Sławińska, J. Sławiński, Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1988, s. 339.

8.      J. Z. Brudnicki, Miron Białoszewski. Sylwetka twórcza autora, analiza wybranych wierszy, biografia, Kraków 1995, s. 49-50.

9.      M. Głowiński, Białoszewskiego gatunki codzienne, w: Pisanie Białoszewskiego. Szkice, pod red. M. Głowińskiego i Z. Łapińskiego, Warszawa 1993, s. 147.

10.  A. Zieniewicz, Małe iluminacje. Formy prozatorskie Mirona Białoszewskiego, Warszawa 1989, s. 142.

11.  Tamże, s. 141.

12.  S. Burkot, dz. cyt., s. 101.

13.  M. Janion, Polska proza cywilna, w: S. Burkot, tamże, s. 251-152.

14.  A. Zieniewicz, dz. cyt., s. 27.

15.  M. Janion, dz. cyt., s. 259.

16.  S. Burkot, dz. cyt., s. 113.

17.  A. Zieniewicz, dz. cyt., s. 134.

18.  Tamże, s. 28.

19.  S. Burkot, dz. cyt., s. 111.

20.  A. Zieniewicz, dz. cyt., s. 138.

21.  Tamże, s. 109.

 

 

 
   
Linki  
  CKE
Kuratorium Oświaty w Lublinie
ZSP w Łaszczowie
 
Biblioteki  
  Szkolna Biblioteka Internetowa
Polska Biblioteka Internetowa
 
Polecam  
  Kultura
Serwis humanistyczny
Cogito
Racjonalista
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja